Każdy kto był w Nepalu wie jak nieodłącznym elementem kojarzącym się z tym krajem jest rozbrzmiewająca wszędzie muzyka. Na centralnych placach każdego miasta w Dolinie Katmandu, w sklepach, restauracjach, autobusach. Płynie z głośników zawieszonych w każdym możliwym miejscu.Po raz pierwszy usłyszałam ją na Wzgórzu Małp.
Zachęcam podczas lektury do do słuchania charakterystycznej przepięknej muzyki, rozbrzmiewającej w całym Nepalu.
Niniejsza galeria zawiera obrazy przedstawiające krótki pobyt w Chitwan Parku oraz rytuały nepalskie jakie zobaczyłam na Wzgórzu Manakanama.
Dużo zdjęć zrobionych zostało przez szybę autobusu i kolejki linowej, niektóre są niewyraźne, ale zdecydowałam się je załączyć ze względu na ich treść.
Zamieszkaliśmy w skromnym hoteliku w niewielkiej uśpionej osadzie na terenie Chitwan Parku.
Centralna ulica i jakże niezwykły dla nas widok ludzi siedzących na słoniach, przemieszczających się w ten sposób.
Ciekawostką był dla mnie fakt, że wiele domostw zbudowanych było całkiem solidnie. Niestety bez kanalizacji. Kąpiel i pranie dalej odbywa się na dworze.
Jednym z punktów programu był spływ po rzece Rapti tradycyjnymi łodziami wydrążonymi z jednego pnia drzewa kapokowego. Wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO Park Narodowy Chitwan utworzony w został w 1973, ma powierzchnię 960 km². Teren parku jest pagórkowaty, przepływają przez niego trzy duże rzeki.
Płyniemy, panuje błoga cisza, słychać tylko pokrzykiwania ptaków, niektóre bardzo ciekawe siedziały na drzewach.
Po drodze spotykamy gospodarzy wylegujących się w spokoju.
Bogata jest jego fauna, na powierzchni ok. 1 tys. km2 żyją tygrysy bengalskie, krokodyle, małpy, nosorożce, a także ponad 450 gatunków ptaków.
Kolejny punkt programu to coś czego nie chciałabym nigdy więcej doświadczyć.
Zostaliśmy posadzeni w jakimś dziwacznym, strasznie niewygodnym siedzonku na grzbiecie słonia.
Bardzo podobały mi się mosty. Zbudowane w prosty zupełnie nieznany nam sposób, jak ten tutaj.
Jedną z atrakcji w czasie pobytu jest podziwianie zachodzącego słońca. Wzdłuż rzeki znajduje się bardzo wiele restauracji i punktów widokowych.
Widok był rzeczywiście piękny.
Gdybym miała podsumować wizytę w Chitwan Parku powiedziałabym, że było to bardzo miłe doświadczenie.
Nasza przejażdżka trwała bardzo długie 45 minut.
Zapomniałam zegarka, po upływie jak mi się wydawało całej wieczności zapytałam ile nam jeszcze zostało, usłyszałam, ze minęło dopiero … 10 minut. Powiedziałam coś po cichu do siebie, ale nie będę tego słowa tutaj przytaczała.
Wracamy do Katmandu, drogi w Nepalu są słabe, zatłoczone, jedzie się wolno.
Scena z życia codziennego uchwycona przez szybę podczas jazdy.
Po drodze.
Po drodze.
Wbrew pozorom bardzo stabilny i bezpieczny.
Na mnie miejsce to zrobiło ogromne wrażenie. Takich mostów nie widziałam nigdzie do tej pory.
Jeden z licznych wiszących mostów.
Pomimo że nie było takiego punktu w programie, postanowiliśmy za namową naszej pilotki odwiedzić chociaż na chwilę miejsce o nazwie Manakanama. Ta górska miejscowość, centrum pielgrzymkowe, położona jest na wysokości ok. 2000 m n.p.m.
Jeszcze niedawno można było dostać się tylko na piechotę, co stanowiło spory fizyczny wysiłek. Japoński kapitał, konkretnie sieć telefonii komórkowej postanowiła zbudować kolejkę liniową dla tych bardziej leniwych bądź tych z zasobniejszym portfelem.
Wjazd na górę kosztował ok.15 dolarów, co na warunki Nepalu stanowi ogromną kwotę.
Niemniej jednak ludzi masa. W kolejce pełno Nepalczyków. Ustawiamy się i czekamy.
Co takiego niezwykłego było w tym miejscu?
Otóż sporo z Nepalczyków prowadziło ze sobą różne zwierzęta.
Kozy uwiązane na sznurkach.
Koguty pod pachami. Dla tych zwierząt droga jest niestety tylko w jedną stronę.
Podczas wjazdu ludzie zostają rozdzieleni ze zwierzętami, które transportowane są na innej platformie. Przerażone kozy głośno beczą, zawieszone na linach w powietrzu nie panują nad odruchami fizjologicznymi. Jest to smutny widok, dla nas dosyć przerażający.
Widoki przez szybę kolejki.
Dojeżdżamy. Pilotka daje nam 45 minut. Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy jak mało było czasu na to miejsce.
Jest wszystko aby we własnym zakresie dowolnie skomponować święconkę dla Bogini.
Wypić świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy.
Rozbrzmiewa muzyka mantry On Mani Padre Hum.
Podobnie jak w Indiach osoby, które zabiły zwierzę i ich ręce zostały zbrukane krwią będą musiały w przyszłym życiu pokutować – odrodzą się prawdopodobnie jako psy.
Rzeźnik to w religii hinduistycznej profesja, która stoi w jednym szeregu z nietykalnymi w Indiach.
Nie mają oni szans na zbawienie i nirwanę.
Jest kolorowo i tłocznie.
Część mięsa ze złożonych w ofierze zwierząt jest przeznaczana dla najuboższych. Dla wielu mieszkańców jego cena jest zbyt wysoka i święto to jedyna możliwość na jego skosztowanie.
Można się posilić.
Tuż za świątynią miejsce kaźni.
Krew leje się strumieniami. Na Nepalczykach miejsce to nie robi żadnego wrażenia.
My jesteśmy zszokowani. Po kolei podchodzą ludzie ze zwierzętami. Są bez butów, brodzą we krwi.
Raz ciach, leci głowa za głową, następna, następna i znowu kolejna. Prawdziwa rzeź
Nepalczycy składają ofiary ze zwierząt aby oddać cześć bóstwom Najbardziej pożądany jest niewykastrowany samiec bawołu, kozy, świni lub owcy. Takie ofiary składają bardziej zamożni. Pozostali poświęcają koguty.
Nepalscy aktywiści od lat protestują przeciwko zabijaniu zwierząt podczas świąt hinduistycznych. Chcą aby ludzie ofiarowywali Bogini owoce a nie zwierzęta. Przed hinduistycznymi świątyniami zapowiadane są demonstracje obrońców zwierząt.
Film obrazujący obrzędy na górze Manakanama został wybrany jednym z najlepszych filmów dokumentalnych 2014 roku.
http://docs2c.com/najlepsze-zagraniczne-filmy-dokumentalne-2014-roku/
Niemałą rolę w tym okrutnym święcie odgrywają wojownicy uznawani za najodważniejszych i najbardziej niezłomnych na świecie – Ghurkowie.
Wielu z nich ma na koncie kilka setek ściętych łbów ofiarnych. Już pierwszy ruch miecza musi pozbawić ofiarę życia, inaczej przyniesie ujmę na męskim honorze oprawcy.
Dla Nepalczyków wizyta w tym miejscu to nie tylko próba zaskarbienia sobie łask u Bogini. To także towarzyskie spotkanie, rozmowy, oderwanie się od codzienności. Ja odbieram to jako bezsensowną publiczną masakrę.
Sadhu, hinduistyczni świeci mężowie, żyją z jałmużny, za klika rupii chętnie pozują do zdjęć. Wokół świątyni sporo z nich siedział wygrzewając się na słońcu.
Problem jest o tyle złożony, że praktyki te są sankcjonowane przez państwo. Udział w obrzędach biorą pracownicy administracji państwowej, wojsko i policja.
Płoną kadzidełka i lampki. Ich zapach miesza się z unoszącą się wonią krwi.
Pielgrzymi ustawiają się w długiej kolejce i swoje dary składają ku czci bogini. Ma to zapewnić szczęście, zdrowie i dobrobyt.
Z powodu niewystraczającej ilości kóz władz w Katmandu starają się o dostarczenie odpowiedniej ilości zwierząt na religijną rzeź.
Rząd zamieszcza w mediach reklamy i ogłoszenia adresowane do wieśniaków.
Wielu pielgrzymów nie prowadzi ze sobą zwierząt, w rękach trzymają koszyczki zwane thali. Zawierają one lampkę ze zwierzęcym tłuszczem a także owoce, kwiaty, koraliki. Wszystko to można także nabyć na górze. Jak na prawdziwym odpuście, jest wszystko.
” Nepal jest jednym z krajów, w których skala religijnych ofiar ze zwierząt i przemocy wobec nich jest największa, – podkreślają obrońcy zwierząt – obcinanie głów przerażonym bawołom i kozom nie może być częścią nepalskiej kultury – apel jednego z obrońców zwierząt.
W czasie innego religijnego święta festiwalu Gadhimai w Barze życie straciło w ciągu 24 godzin ok.200 000 zwierząt.
Dla każdego Europejczyka tak krwawy spektakl jest szok.ujący, dla Nepalczyków, przywykłych do podobnych rytuałów od małego to wydarzenie obrzędowe niczym polskie święcenie palemek na tydzień przed Wielką Nocą.” – Wikipedia
Gurkhowie zyskiwali we wszystkich wojnach toczonych przez Brytyjczyków opinię żołnierzy odważnych, bezwzględnych i okrutnych. Bycie Gurkiem to dla Nepalczyka ogromne wyróżnienie. Gotowi na każde poświecenie zarabiają niebotyczne na warunki Nepalu pieniądze, którymi wspierają swe rodziny.
Oprócz tych niezwykłych dla nas obrzędów w Manakanama rozpościerają się piękne widoki na góry. Cóż, niecała godzina jaką spędziłam w tym miejscu to stanowczo za mało. Może ktoś zachęcony moja galerią pojedzie tam na dłużej i pokaże to miejsce
jeszcze raz?