Dlaczego zdecydowaliśmy się na wybór tej właśnie wycieczki z bogatej oferty biura? Odpowiedz jest prosta. Chcieliśmy zobaczyć Czarny nieskażony cywilizacją Ląd, taki, jaki ogląda się tylko na zdjęciach lub w reportażach. Głównym punktem naszego zainteresowania stało się nieznane maleńkie państwo Gwinea Bissau. To państwo w Afryce Zachodniej, położone nad Oceanem Atlantyckim. Graniczy ono z Senegalem i Gwineą.
Do Gwinei Bissau należą również przybrzeżne wyspy, z których największe skupione są w Archipelagu Bijagos i to one były tak naprawdę celem naszej wyprawy.
Archipelag Bijagos składa się z kilkunastu wysp i wysepek, z których kilka jest zamieszkałych.
Wycieczka ta była o tyle kusząca, iż z programu, a także z opinii zorientowałam się, że docieramy na „ przysłowiowy koniec świata”. Nie w sensie geograficznym rzecz jasna, lecz w sensie dotarcia do miejsc, gdzie świat zamarł i stoi nienaruszony od lat. Świat, do którego nie są organizowane masowe wycieczki. Taki sam od stuleci, bez szans na jakąkolwiek zmianę lub poprawę.
Z Senegalu dojechaliśmy do stolicy kraju naszym niewielkim busem podziwiając po drodze takie krajobrazy.
Ulice przypominają wykarczowane pola, ewentualne drogi z asfaltem maja chyba więcej …… dziur niż asfaltu. W kraju jest zaledwie kilkanaście wyasfaltowanych dróg. Pozostałości portugalskich kolonizatorów niszczeją, odpada z nich tynk.
Stolica jest wyjatkowo nieurodziwa. W wielu krajach świata przemierzałam sama ulice mniejsze i większe. Tu podobnie jak kiedys w RPA nie odważam się na odłączenie od grupy.
Towar sprzedawany na ulicach jest ubogi.
Dziewczyny w stolicy są zadbane i atrakcyjne.
Pracowite i praktykujące starą tradycję noszenia towarów na głowie.
Z portu w stolicy odpłyneliśmy naszą łajbą na wyspę.
Wyspy to naturalna piękna przyroda, której bogactwo wykorzystuje się zarówno w odżywianiu, jako dobro przetworzone na pokarm lub napoje, wykorzystuje się tutaj także znane od stuleci lecznicze właściwości wielu składników jak chociażby wielostronne wykorzystanie baobabu i jego owoców.
Są tu także nieliczni Europejczycy, to głownie Francuzi prowadzący na wyspach luksusowe ośrodki.
Nasz hotelik, położony jest na wyspie, do której płyniemy ( sporo andrenaliny) ok. 2 godzin, leży fantastycznie na skarpie, z widokiem na morze.
Na plażach nie ma nikogo. Statek ze stolicy płynie na wyspy raz w tygodniu, my dotarlismy łodzią własciciela ośrodka.
Na zdjęciach widać ryby o dl. 1,5 m okazy jak z filmów.
Miłośnicy wędkowania mieszkali w domku obok i widziałam jak opuszczali rankiem wyspę, żeby cały dzień spędzić nas specjalnych łódkach i wrócić potem ze złowionymi „okazami.”
Właścicielami jest małżeństwo Francuzów, którzy specjalizują się w organizowaniu wypraw dla wędkarzy, miłośników połowów z całego świata.
Często serwowano je na lunch i kolacje.
Szkoła nie funkcjonuje, nie ma chętnych nauczycieli, aby uczyć na wyspie.
Wieczorny spektakl tubylczych artystów.
Wiele wysp jest zupełnie dziewiczych. Woda ciepła, na zdjęciu moja córka.
Woda jest luksusem, trzeba ją do wiosek donosić.
Lekarz lub pielęgniarka przypływa raz na miesiąc.
Mimo wsparcia finansowego Unesco, które zbudowało nawet szkoły, mimo prądu z generatorów, życie tam toczy się jak kiedyś, zbiorowo.
Życie toczy się głównie na ulicy. Przed ich marnymi chatynkami, wśród domowych pałętających się bez celu zwierząt.
Bez jakiekolwiek alternatywy, chyba że stanie się nią inna „ ulica” , inna chatynka.
Tu nie ma miejsca na indywidualizm, samotność, ludzie żyją razem.
Gwinea Bissau to kraj mały i biedny. Plasuje się na 12 miejscu najuboższych krajów świata ( od tyłu oczywiście).
Ulica to po prostu utwardzona glina przebiegająca wzdłuż pobocza, na którym usytuowane są ich domostwa.
Ostrożnym trzeba być nawet używając nazwy ulica. Bo taka rozumiana w naszym pojęciu nie istnieje tu tak naprawdę.
Dzieci uwielbiają się fotografować, a ich największa radość to oglądanie potem własnych zdjęć, choć przez chwilkę, bo nie mogą ich przecież zabrać.
I to, co tak bardzo charakterystyczne jest dla biedy. Nieuporządkowane stosy zalegających wszędzie śmieci.
Analfabetyzm przekracza tutaj 58 %, a średnia wieku to 47 lat.
Na wyspie pełno jest Czarnych Mamb – największego jadowitego węża Afryki. Ich długość przekracza 2,5 metra, poruszają się zarówno po ziemi jak i po drzewach. W terenach niezabudowanych na przodzie grupy idzie dwóch miejscowych przewodników z kijami – idziemy jeden za drugim, pod żadnym pozorem nie można się oddalić.
Tubylcy trudnią się rybołówstwem, rolnictwem, przoduje uprawa ryżu i orzeszków.
Przeważają muzułmanie oraz animiści.
Młodziutka mama, taka sama jak wszystkie mamy na świecie, przejęta szczęściem swojego maleństwa.
Nie dziwię się, że Gwinea Bissau Ciebie zainteresowała. Niewiele osób tam dociera i w necie jest niewiele relacji z tego kraju. Prawdziwy „Czarny Ląd”. Czas zatrzymał się tam w miejscu. To jeden z najbiedniejszych krajów świata, bez rozwiniętej turystyki, bez bogactw naturalnych. Jedynym bogactwem tego państwa jest nieskażona natura i jak widzę uśmiechnięci ludzie 🙂 Bardzo ciekawy wpis z nieznanego mi końca świata.
Pozdrawiam!
Kraj jest faktycznie dziewiczy, ale w sumie dobrze gdyby dotarło tam więcej turystów, bo poprawiłaby się chociaz minimalnie jakość życia ludzi. Miło czytać, że Cie zainteresował mój wpis, dziękuję i .pozdrawiam
Gabi,
Gratuluję, że tam dotarłaś, bo to zdecydowanie jeszcze nie odkryty zakątek.
Ludzie pomimo, że biedni, to jednak usmiechnięci, krajobrazy też urzekające, ale czarnej mamby nie chciałabym spotkać. Cieszę się, że przybliżyłaś nam ten kraj. Osobiście nie znam tej części Afryki.
Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu ciekawych podróży w 2021!
Arleta, znająć Ciebie dotrzesz i tam. Też Ci życzę wspaniałych podróży, oby ten covidowy koszmar wreszcie się skonczył, no i zdrowia, to przede wszystkim, pozdrawiam
Witaj Gabi, relację z Gwinei Bissau obejrzałam zaraz jak dostałam powiadomienie na pocztę. Czas teraz mi sie mocno skurczył. a to za sprawa jednej małej istotki. Sama z dnia nadzień sobie obiecuję, że musze wrócić do swojego bloga, Jakoś mi to nie idzie. Wyprawa mocno podobająca. Chciałam kiedyś tam bardzo pojechać, cos czułam, ze będzie pięknie i dziko. Czyli tak jak lubię. Niech no wreszcie skończy się ten coronawirus, to trzeba będzie pomyśleć o tej destynacji. Ostatnio zastanawiałam się, gdzie najpierw po zniknięciu pandemii pojechałabym. Nie znalazłam w swych marzeniach jednego takiego miejsca. Ciekawa jestem czy Ty masz takie miejsce? Teraz to nawet do Egiptu na lezak bym wypruła, hahah. Pozdrawiam noworocznie:)) Niech wiatr przygody wypełni nam długo nieużywane żagle. Całuski
Ula, taka jedna mała istotka, a cały świat do góry, rozumiem to. Też nic przez pół roku nie robiłam, ale nagle poczułam, że chciałabym znowu popracować nad zdjeciami i wyjazdami. Powiem tak: nie wiem gdzie chciałabym pojechać. Daleko- strach, bo jak coś, to jak wrócić. Pojadę chętnie wszędzie, byle bez masek, jedzenia na wynos …. Oby ten koszmar się wreszcie skończył, pozdrawiam!
Nie dziwię się, że Gwinea Bissau Ciebie zainteresowała. Niewiele osób tam dociera i w necie jest niewiele relacji z tego kraju. Prawdziwy „Czarny Ląd”. Czas zatrzymał się tam w miejscu. To jeden z najbiedniejszych krajów świata, bez rozwiniętej turystyki, bez bogactw naturalnych. Jedynym bogactwem tego państwa jest nieskażona natura i jak widzę uśmiechnięci ludzie 🙂 Bardzo ciekawy wpis z nieznanego mi końca świata.
Pozdrawiam!
Kraj jest faktycznie dziewiczy, ale w sumie dobrze gdyby dotarło tam więcej turystów, bo poprawiłaby się chociaz minimalnie jakość życia ludzi. Miło czytać, że Cie zainteresował mój wpis, dziękuję i .pozdrawiam
Gabi,
Gratuluję, że tam dotarłaś, bo to zdecydowanie jeszcze nie odkryty zakątek.
Ludzie pomimo, że biedni, to jednak usmiechnięci, krajobrazy też urzekające, ale czarnej mamby nie chciałabym spotkać. Cieszę się, że przybliżyłaś nam ten kraj. Osobiście nie znam tej części Afryki.
Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu ciekawych podróży w 2021!
Arleta, znająć Ciebie dotrzesz i tam. Też Ci życzę wspaniałych podróży, oby ten covidowy koszmar wreszcie się skonczył, no i zdrowia, to przede wszystkim, pozdrawiam
Witaj Gabi, relację z Gwinei Bissau obejrzałam zaraz jak dostałam powiadomienie na pocztę. Czas teraz mi sie mocno skurczył. a to za sprawa jednej małej istotki. Sama z dnia nadzień sobie obiecuję, że musze wrócić do swojego bloga, Jakoś mi to nie idzie. Wyprawa mocno podobająca. Chciałam kiedyś tam bardzo pojechać, cos czułam, ze będzie pięknie i dziko. Czyli tak jak lubię. Niech no wreszcie skończy się ten coronawirus, to trzeba będzie pomyśleć o tej destynacji. Ostatnio zastanawiałam się, gdzie najpierw po zniknięciu pandemii pojechałabym. Nie znalazłam w swych marzeniach jednego takiego miejsca. Ciekawa jestem czy Ty masz takie miejsce? Teraz to nawet do Egiptu na lezak bym wypruła, hahah. Pozdrawiam noworocznie:)) Niech wiatr przygody wypełni nam długo nieużywane żagle. Całuski
Ula, taka jedna mała istotka, a cały świat do góry, rozumiem to. Też nic przez pół roku nie robiłam, ale nagle poczułam, że chciałabym znowu popracować nad zdjeciami i wyjazdami. Powiem tak: nie wiem gdzie chciałabym pojechać. Daleko- strach, bo jak coś, to jak wrócić. Pojadę chętnie wszędzie, byle bez masek, jedzenia na wynos …. Oby ten koszmar się wreszcie skończył, pozdrawiam!