Przejdź do treści

KOREA POŁUDNIOWA/ SZKIC

    Jeżeli czytasz te słowa, to najprawdopodobniej zastanawiasz się, czy wybrać tę ofertę spośród innych dostępnych na rynku bądź już dokonałeś rezerwacji i chciałbyś się dowiedzieć jak wycieczka wygląda w przysłowiowym „ praniu”. Znam to. Czy nie czytałam przed wyjazdem wszystkich dostępnych opinii?  Owszem i to właśnie ich bardzo pozytywny wydźwięk był jednym z czynników, które zadecydowały o wyborze tej oferty.

    Po kolei:

    1. LOT

    Jednym z kluczowych czynników był bezpośredni lot z Wrocławia. Jaka to była ulga, że nie trzeba było tłuc się do Warszawy, przesiadać w Dubaju albo Stambule i znów czekać na kolejne połączenie.  Wszyscy z naszej grupy ( 25 osób) pochodzili z okolic Dolnego Śląska ( pozdrawiam innych z Wrocławia, Opola, Nysy, Kłodzka, i Karpacza). I wszyscy jednym głosem powtarzaliśmy jak mantrę: oby jak najwięcej takich połączeń!

    Lot jest bardzo długi, do Seulu trwał ok. 12 godzin, a powrót zajął prawie 13 godzin. I znowu duży plus dla ITAKI. Dla mnie lot samolotami PLL Lot to najlepszy wybór. Bardzo dobre jedzenie. Były dwa posiłki: kolacja i śniadanie. Na kolację podano: przystawkę, do wyboru jedno z dwóch obiadowych dań na ciepło, deser i wszelakie napoje ( nawet wina i piwa), a na śniadanie tradycyjne smaki, czyli wędlina, ser, sałatka jarzynowa.

    I odpowiedź na to co można robić w czasie tak długiego lotu, aby zabić czas i nie zwariować:

    1. Lektura: Lot-owskie czasopisma promujące nowe kierunki ( ciekawe opisy i piękne zdjęcia).
    2. Szeroko rozumiana rozrywka: oferta 140 filmów i seriali ( także hity HBO i Netflix), koncerty, programy rozrywkowe i gry. Gdzie językiem dominującym jest polski! No i to co lubię w samolotach o dużym zasięgu: śledzenie przelotu trasy na monitorze.

    Stewardesy rozdawały na noc małe poduszeczki i koce.

    2. ZAKWATEROWANIE

    W trakcie wyjazdu spaliśmy w trzech hotelach. Są to dobre hotele,( jak na wycieczki objazdowe nawet bardzo dobre) leżą w centrum, pokoje są czyste. Czajniki i saszetki z herbatą były wszędzie, brakowało tylko kawy. Butelka wody na osobę. Klimatyzacja, suszarki, podstawowe kosmetyki ( szampony, odżywki, mydła). Można zamówić budzenie. Wszędzie bezproblemowe, szybkie połączenie z  Internetem.

    Seul: duży hotel chyba 20 piętrowy, do stacji metra 5 minut na piechotę, sklep typu Żabka mieści się tuż obok, na ulicy masa budek typu street food, mini restauracyjek zarówno azjatyckich jak i włoskich, Mc Donald i podobne,  drogerie z popularnymi kosmetykami koreańskimi,  sklep za sklepem, można kupić absolutnie wszystko.

    Busan: identyczne otoczenie, co ważne obok hotelu znajduje się wieża widokowa, z fantastycznym widokiem na miasto.

    Ulsan: jedna noc, najbardziej komfortowy hotel, najlepsze śniadanie, w holu są do dyspozycji komputery i drukarki. Prędkość łączy internetowych w tym hotelu powaliła mnie na kolana.

    3. TRANSPORT

    Do naszej dyspozycji był autokar, bez toalety. Kierowca bardzo uczynny. Jako że grupa liczyła 25 osób można było siedzieć samemu. Na miejscu w Korei nie ma długich przejazdów. Kierowca świetnie radził sobie z nieprawdopodobnym ruchem. Trasy wjazdowe i wyjazdowe do miast ze swoimi mostami ( nigdzie na świecie nie widziałam takich mostów jak w Korei), wielopoziomowymi estakadami, licznymi pasami spowodowały, że moja twarz przykleiła się do szyby i prawie słyszałam w głowie głos Kargula: ” Pawlak, gdzie my przyjechali „? Naprawdę ciężko to opisać. To po prostu trzeba zobaczyć.

    4. PILOT

    Świetna sprawa, bo już dzień przed wylotem nasza pilotka Pani Karolina utworzyła na WhatsAppie grupę z dokładnymi instrukcjami odnośnie spotkania na lotnisku we Wrocławiu. Mieliśmy okazję do dopytania co i jak. Taki mały wieczorek zapoznawczy zanim wylecieliśmy. Pomogła też na lotnisku zainstalować karty do telefonu, tak aby mieć dostęp do wifi z ominięciem łączenia się tradycyjnego. Nie było stresu z pytaniem, co i jak po wylądowaniu, bo czekała na grupę zaraz po wyjściu z samolotu.

    Pani Karolina to osoba o ogromnym uroku osobistym i kulturze. Pięknym językiem opowiadała wiele ciekawych rzeczy odnośnie historii, kultury, tradycji i zwyczajów Korei. Tego się po prostu świetnie słuchało. Duże poczucie humoru, a jednocześnie umiejętność integrowania grupy i egzekwowania punktualności. Zawsze cierpliwie odpowiadała na setki pytań. Udostępniła nam w autokarze swoje książki i przewodniki o Korei, kuchni koreańskiej, co bardzo uatrakcyjniło podróż. Pani Karolino, jeżeli Pani czyta tę opinię, to jeszcze raz bardzo z córką dziękujemy za Pani pracę.

    Ze strony koreańskiej opiekowała się nami Alise – szalenie uczynna i miła osoba.

    5. WYŻYWIENIE

    W każdym hotelu śniadanie w formie bogatego bufetu. Jedzenie przede wszystkim koreańskie: kimchi, tokbokki, japchae (na zimno), mandu ( pierogi) do bulionu, pierogi z makaronem ryżowym i warzywami, pierożki z mięsem i farszem rybnym,  smażone makarony, zupy kremy, tofu, owoce i desery. Oprócz tych potraw dania tradycyjne w rozumieniu Europejczyka: jajka, muesli, bakalie, wędliny , sery (najlepsze w Ulsan – tam była nawet płyta z serami ).Przepyszne pizze (Seul i Ulsan) na cieniutkim cieście (Włosi by się nie powstydzili) były hitem zarówno dla nas jak i dla Koreańczyków.

    Obiadokolacje: zawsze po koreańsku. Jedliśmy typowe placki, pierożki, mięsa z warzywami, była grillowana ryba, mini kurczaczek gotowany w całości w rosole, po jednym dla każdego, ja zjadłam nawet ( nieświadomie, i jak widać przeżyłam) smażone kurze łapki. Mieliśmy okazję sami przyrządzić sobie posiłek w typowo koreańskiej knajpie, gdzie mięso się wrzucało do wielkiego gara i dodawało do niego dodatki wedle uznania. Nawet jeżeli nie do końca odpowiadało to naszym smakom, to jedno trzeba przyznać, robiło wrażenie. No w końcu po to pojechaliśmy do Korei. Ichnie jedzenie jest mega egzotyczne i o to chodziło. Nie chcę więcej zdradzać, bo nasza koreańska pilotka lubiła nas zaskakiwać, nie mogę jej tego odebrać. 

    Wszędzie mini restauracyjki, stragany z ogromną ilością jedzenia. W Seulu jesteśmy na dwóch bazarach ze streetfoodem. Od ilości, różnorodności i zapachów można oszaleć. Próbowałyśmy z córką wielu lokalnych przysmaków takich jak pierożki, tapoki, czasem okazało się to totalnym zaskoczeniem, bo nagle w pięknie wyglądającym cieście francuskim znalazłyśmy ……. gotowano jajko.

    6. PROGRAM

    Program jest bardzo ciekawy i ułożony pod dwóch odbiorców. Pierwsi to turyści tacy jak ja – miłośnicy podróży wszelakich, którzy poznali już wiele miejsc w Azji, a Korea była kolejnym kierunkiem na ich turystycznej, znowu azjatyckiej trasie. Drudzy to miłośnicy koreańskiej muzyki ( k-pop hit Gangale Style ma ponad pięć miliardów wyświetleń na You Tubie, to absolutny hit w skali światowej), koreańskich dram promowanych głownie przez Netflix( oglądanych oczywiście w koreańskich maseczkach upiększających i zagryzanych jakże zdrową i dietetyczną przekąską jaką jest kimchi) i koreańskiej kuchni ( wśród tych turystów moja córka, impreza to nagroda za zdany licencjat). Dla wielu osób w grupie była to wycieczka marzeń. Byli pierwszy raz w Azji, a jednak innej opcji jak Korea nie było.

    Korea Południowa to niewielki kraj, będący mieszanką tradycji i nowoczesności.  Trzeba powiedzieć, że nasza krótka wycieczka pozwalała zobaczyć zarówno wielowiekowe zabytki, jak i zdobycze współczesnej technologii, oszałamiające miasta. Ich nowoczesność i czystość powalają na kolana. Niebotycznie strzeliste wieżowce, przeszklenia, designerskie zaskakujące wnętrza są wszędzie, w każdym dużym mieście w niewyobrażalnych ilościach. Absolutną wisienką na torcie jest modernistyczna księgarnia w Seulu. Korea, to po prostu całe dzielnice wielkości niewielkich miast ulokowane w wieżowcach. Czystość szokuje, a co ciekawe nigdzie nie ma koszy na śmieci. Człowiek się zastanawia, jak oni to robią i gdzie do jasnej Anielki mogę wyrzucić skórkę od banana albo ogryzek. Toalety są czyściutkie, jest ich pełno, bywają … tak! podgrzewane i zawsze są bezpłatne. Gdybym miała opisać metro krótko i treściwie to: klękajcie narody! Ludzie ustawiają się karnie w swoich maseczkach w kolejce. Nie ma żadnych przepychanek mimo masy oczekujących, trasa przejazdu wyświetlana jest także po angielsku. W Seulu, gdzie nie dostałyśmy się do wagonu, kolejny przyjechał po całych 3 minutach czekania. Stacje metra wyglądają czasem jak dzieło sztuki, są zdobione rzeźbionym szkłem, ze street arte -m na ścianach, a czasem zaaranżowane są enklawami zieleni, przypominającymi mini ogrody. Naprawdę robi to ogromne wrażenie.

    Bezproblemowy dojazd do centrum Seulu. Bilety ( jakby plastik) kupuje się na stacji i co ciekawe objęte są one kaucją ( 1/3 ceny) , którą odbierzemy po wrzuceniu biletu do specjalnych automatów przy wyjściach ( ochrona środowiska na najwyższym poziomie).

    I ta nowoczesność w rozmiarze XXL w połączeniu z zabytkami wielowiekowej kultury to coś co zadowoli nawet bardzo wybrednego turystę. Koreańczycy często przebierają się w swoje tradycyjne stroje ( mają wtedy darmowe wejścia do pałaców, czy to nie kolejny genialny pomysł, a zarazem   promocja? ) i tak chadzają sobie wszędzie, także po centrach miast, a turyści sięgają natychmiast po aparaty. Program jest świetnie ułożony, naprawdę można wiele zobaczyć. Był zawsze zrealizowany, a co ważne mieliśmy zawsze wystarczająco dużo wolnego czasu ( miłośnicy robienia zdjęć nie będą zawiedzeni). I super sprawa: wieczory mieliśmy do własnej dyspozycji. No właśnie, i co wtedy robić?

    Busan: dwa wolne wieczory,  tu jest sporo do zrobienia.

    W pierwszy wieczór udałyśmy się na wieżę widokową (tuż obok hotelu!), skąd roztacza się fenomenalny panoramiczny widok na zjawiskowo oświetlone miasto. Widać budynki, mosty, otaczające miasto Morze Japońskie, są punkty widokowe, gdzie można zrobić sobie świetne selfie. Córka tam szalała, ja co nieśmiało przyznam, też. Co jakiś czas uruchomiany jest efekt sztucznych ogni, widocznych tylko dla tych, którzy znajdują się w punkcie widokowym. Normalnie Ameryka, tylko że w Korei!

    I jeszcze jedna mega atrakcja, z którą spotkałam się po raz pierwszy. Otóż piętro niżej na ekranach na ścianach znajdują się przepiękne zdjęcia Busan robione z dronów, a pośród tego latają takie jakby samolociki – smerfy. Po przyłożeniu twarzy ( jest zaznaczone miejsce, max 4 twarze ) pojawiają się one na ekranach i tak sobie latamy solo lub w duecie po ekranowym Busan. Trudno opisać nasze emocje kiedy automat to wypluł. Zobaczyłyśmy siebie i zaczęłyśmy jak szalone robić zdjęcia naszych twarzy pojawiających się na ekranie. To naprawdę trzeba przeżyć. Kolejne piętra to lustra zniekształcające, kolejne to jeszcze inne atrakcje. Wieża to w Busan absolutne must see.

    Drugi wieczór Busan

    Z drugą parą  ( miłośnicy Korei, po raz pierwszy w Azji i tylko Korea wchodziła w grę) pojechaliśmy taksówką na lokalną atrakcję znaną z Tik Toka, jaką są kolorowe wagoniki, zwane SkyCapsule. Są one symbolem miasta, maleńkie, w cudnych pastelowych kolorach. Ich szyny stwarzają wrażenie zawieszonych w powietrzu, a podczas jazdy można się delektować widokiem linii brzegowej i miastem Busan z lotu ptaka. Szokiem było dla nas ultranowoczesne molo wyglądające jak trójramienny most wbity w morze z miniaturkami spacerujących po nim ludzi. W drodze powrotnej ( powrót pociągiem w kilka minut do punktu wejścia do kolejki) ten molo- most był dodatkowo oświetlony. Tu widać jak na dłoni jakim technologicznym tygrysem jest Korea. Do tego miejsca trzeba jechać jak najszybciej po posiłku, bez wracania do hotelu. My ledwo zdążyliśmy na ostatnią kolejkę. Polecam, bo jest to coś innego i naprawdę zachwycającego. Wagoniki mają ogromny urok same w sobie, coś jak tramwaje w Lizbonie.

    W kolejnym mieście Ulsan , śpimy tylko jedną noc. Polecam spacer po wieczornym mieście, hotel leży w centrum. Pełno sklepów, knajp, straganów z owocami i street food. Jest bezpiecznie.

    W ostatni wolny dzień w Seulu pojechałyśmy metrem do centrum, a potem udałyśmy się na jedną z najwyższych wież widokowych N Seul Tower. Roztacza się z niej panoramiczny widok na miasto. Warto kupić kawę w kawiarni i delektować się widokiem, bo naprawdę jest czym.

    Na kolację we własnym zakresie postanowiłyśmy spróbować słynny koreański grill. Pilotka poleciła nam knajpkę obok hotelu ( musiałyśmy czekać na stolik, wszystkie miejsca były zajęte przez Koreańczyków).

    Koreański grill to nie tylko jedzenie, ale atrakcja sama w sobie, można chyba nawet powiedzieć rytuał. Zamówiłyśmy wołowinę, kelner przyniósł pokrojone kawałki wraz z dodatkami, a my same grillowałyśmy mięsko (kruche , soczyste i pyszne) w „ ognisku”  ulokowanym w środku stolika ( też zupełnie nowe doświadczenie).

    I było dla mnie czymś nowym, bo chociaż we Wrocławiu znajduje się wiele restauracji koreańskich, to akurat o tym nie miałam pojęcia. Zresztą porównanie jakiejkolwiek koreańskiej restauracji w Polsce do lokalnej knajpy na miejscu w Seulu żadne. Polecam.

    I na koniec trochę o cenach. W tej chwili nie pamiętam cen w wonach, ale kształtują się one podobnie do cen w PL.  I tak wjazd na wieżę w Busan to było ok. 40 złoty,emeryci mają zniżkowe bilety, trzeba zabrać legitymacje. Taksówka do kolejki wagoników w Busan to ok.100 zł. w jedną stronę,  wjazd na wieżę w Seulu 70 złoty, kolacja z wołowiną  150 złoty, kawa mrożona 15-20 złoty, porcje na streetfood też ok. 15 – 25 złoty.

    Nasza wycieczka była na przełomie kwietnia i maja. Pogodę miałyśmy wymarzoną, było ciepło, bez upałów, a noce chłodne.

    Reasumując mogę napisać, że wycieczka jest naprawdę ciekawa, program jest zróżnicowany, a sama Korea to  bardzo zaskakujący i egzotyczny kraj. Polecam.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *