Wyspa Inisher jest jedną z trzech wysp należących do archipelagu wysp Aran. Powstały one z podwodnych wapiennych skał, są oddalone od lądu zachodniej Irlandii o niecałą godzinę rejsu promem i uchodzą za bastion irlandzkiej tradycji.
Inisher o 3 km. średnicy jest najmniejszą z nich, mieszka na niej zaledwie 340 mieszkańców.Mieszkańcy trudnili się tu rolnictwem i rybołówstwem, teraz dodatkowo zajęcie stworzyła im rozwijająca się turystyka.
Na wyspach nie ma możliwości przemieszczania się samochodami, na wysiadających z promu turystów czekają dorożki bądź rowery. Był piękny słoneczny dzień, ruszyliśmy na zwiedzanie piechotą.
Widoczne na zdjęciach ruiny, to pozostałości średniowiecznego Zamku O’Brien ( Caislean Uí Bhriain). Miejsce to wraz z otaczającą je dziewiczą przyrodą, widokiem na ocean i przylegającym tuż obok starym cmentarzem urzeka swoim klimatem.
Tym co najbardziej uderza jest surowość wyspy. Trudno to sobie wyobrazić, ale nie rośnie tam nawet jedno drzewo. Brzegi zbudowane są z wapieni, które wyszlifowane wiatrami i smagane morskimi falami tworzą fantastyczny obraz, jakiego nie widziałam jeszcze nigdzie.
Mieszkańcy przez wieki swoją ciężką pracą stworzyli mało urodzajną glebę z piasku, chroniąc ją przed wiatrami kamiennymi murkami. I to one są charakterystycznym obrazem na jaki można się natknąć wszędzie.
Wrak statku to ogromna atrakcja. Został on podczas silnego sztormu w roku 1960 zniesiony na mieliznę. Mieszkańcy uratowali załogę, zaś po pewnym czasie kolejny sztorm zniósł statek na wybrzeże i stanowi od tego czasu niemałą atrakcję dla turystów i fantastyczny obiekt do fotografowania.
Dzisiaj irlandzki rząd oferuje nawet 85 tysięcy euro dla osób, które zdecydują się na remont starych domów i przeprowadzkę na wyspy. Czy tak bardzo nieprzyjazne człowiekowi, pozbawione roślinności jaką znamy, notorycznie smagane wiatrami, deszczem i chłodem znajdą chętnych?
Bardzo podobał mi się ten dzień. Była to zupełnie inna Irlandia, niespieszna, pusta, surowa, a mimo a może właśnie dlatego tak bardzo ciekawa.